Zaczęłam go robić w styczniu zeszłego roku, gdy Krzyś był już w drodze. Nieco trwało, by wszystkie te cząsteczki połączyć ze sobą (i nitki pochować brr…), ale efekt myślę wart pracy 😀
Wzór kocyka (Kocyk babuni II) z książki „Szydełkowanie” Lesley Stanfield – gdyby komuś bardzo przypadł do gustu, mogę zeskanować 🙂
Bardzo podoba mi się ten wzór, zaczerpnięty ze starej PRLowskiej książki. Musiałam dokonać w nim drobnych modyfikacji, ponieważ oryginał gabarytowo byłby niezły może na dziecko (szydło nr 4 = 1,25mm, 50g kordonka). Ogólnie rzecz biorąc kołnierzyk prezentuje się bardzo elegancko i wdzięcznie.
Pięknie wygląda zarówno na koszuli z kołnierzykiem – można go założyć wówczas pod ten zwykły, jak i na bluzce z okrągłym dekoltem, sweterku lub golfie. Możliwości jest mnóstwo i wszystko zależy wyłącznie od Waszego stylu
Wszystkim zatem polecam go do wypróbowania. W mojej wersji (szydło 2mm) na jeden kołnierzyk potrzeba około 12g kordonka (u mnie zwykły bawełniany karat 8). Zamiast 20 elementów, zrobiłam 24, dodałam także sznureczek z 310 o.łańcuszka, przerobiony półsłupkami, za wyjątkiem ostatnich 5 oczek z obu stron (na kółeczka).
Długo krążyłam, zanim wybrałam wreszcie właściwy wzór(znaleziony na koreańskiej stronce) i dobrałam odpowiednią włóczkę (Punto, kol. 05) do rękawiczek. Mogłoby się wydawać, że są bardzo trudne i wymagające wiele czasu, ale tak nie jest! Zajęły mi w sumie ok. 2 dni, ale nie spędzałam nad nimi dziennie więcej jak godzinkę, więc czas ich dziergania nieco mi się wydłużył…
Są mięciutkie, w kolorze surowego lnu i mają ażurowy przód z pączków. Efekt bardzo ładny, moim osobistym zdaniem, fajnie też leżą na łapkach. Te zostały wykonane na zlecenie i mam nadzieję, że zleceniodawczyni się spodobają
Wreszcie! Kosztował mnie sporo pracy, bo to moje początki w robótkach na drutach, a tym bardziej we własnym projektowaniu odzieży. Jednak efekt wydaje mi się całkiem niezły, mimo iż pliski wokół rękawków i szyi robiłam oddzielnie, a dopiero później przyszywałam. Ze względu na małą ilość granatowej włóczki, musiałam wykorzystać samą kremową na rękawki, a tym samym miejscami widać szwy… Mam nadzieję jednak, że Kubuś nie będzie na nie zwracał większej uwagi.
Serdaczek wykonany z czystej bawełny (granatowej) oraz z włóczki bambusowej (kremowej). Aby ładnie się dopasował do dzidzioa i szybko nie rozciągnął (bawełna ma niestety taką właściwość), skorzystałam z elastycznego ściegu zwanego ryżem perłowo-żebrowym. Polega on na przerabianiu dwóch rządków – w pierwszym rzędzie wszystkie oczka robimy na prawo (oP), w drugim należy powtarzać *2 oP, 2 oL*, zaczynając zawsze od 2 oP. Pierwsze oczko polecam przerabiać zawsze na lewo (oL), a ostatnie zawsze na prawo (oP), wówczas otrzymamy ładny łańcuszek i robótka nie będzie się zwijać. Zapomniałam dodać, że chcąc skorzystać z tego wzoru, potrzebujemy parzystą liczbę oczek.
Przepraszam za jakość zdjęć, niestety niefortunnie dobrałam tło, a niestety nie mogę już powtórzyć zdjęć, bo serdaczek już u Kubusia.
To pewnego rodzaju wyzwanie… Nie robiłam bowiem jeszcze żadnego ubrania na drutach (w ogóle mam mają wprawę w robieniu na drutach). Podeszłam jednak do tego zadania z pewnym nieznanym mi dotąd pragmatyzmem. Pierwszy raz w życiu zrobiłam próbkę, rozpisałam ilość oczek, a nawet ćwiczyłam na osobnym egzemplarzu! Jestem z siebie dumna. Póki co serdaczek rośnie w oczach. Dziś zaczynam podkrój pachy, mam nadzieję, że się uda i nie zdezerteruję…
Razem z Przyjaciółką wybrałyśmy się na warsztaty z filcowania ma mokro oraz na sucho z cyklu „Pasja sposobem na życie”, organizowane przez mamycel.pl oraz malopolankitworza.blogspot.com. Ciekawe doświadczenie, wielu interesujących ludzi – można było zachwycić się nowymi technikami. Obawiam się jednak, że pozostanę po tychże warsztatach zwolenniczką filcowania na sucho, gdyż po godzinie maziania wełną po folii bąbelkowej miałam już solennie dość a końca widać nie było…
Efekty mojej pracy z warsztatów, możecie obejrzeć poniżej. Kwiat filcowany na mokro, misiu-broszka na sucho.
Bardzo chciałam dostać na imieniny broszkę-kameę od mężusia, niestety nie wyszło… Postanowiłam, więc zrobić sobie coś na kształt kamei w technice, którą ćwiczę już lat kilka… Niestety, co widać, wybrałam białą nitkę do przyszycia koralika – mój błąd. Kolejnym mankamentem jest fakt, że przyszyłam zapinkę pod trochę innym kątem niż koralik, co dla dla mnie jest wyjątkowo widoczne, niestety nie mam ochoty już na poprawki, może kiedyś…
Jak się Muffka uprze i powie, że coś zrobi, to choćby się waliło i paliło, zrobi… To tak w odróżnieniu od tych, którzy jak mówią, że czegoś nie zrobią, to na pewno tego nie zrobią
Założyłam sobie, że zrobię serwetkę na prezent z okazji ślubu i udało się, zdążyłam! Choć przyznam szczerze, że skończyłam ją prawie przed samym wyjściem… Efekt był zadowalający, choć pewnie korzystając ze zwykłego krochmalu, a nie ługi w spryskiwaczu, byłby znacznie lepszy… Nic jednak straconego, bowiem zostało mi jeszcze 9 sztuk bawełnianych kwadracików, więc mam pracy na całą zimę
Kwadraciki zrobione wg. mojego pomysłu – tutaj można zobaczyć jak je zaczęłam. Później przyfastrygowałam podłożone boki i obrobiłam ściegiem dzierganym (płotkami) całą serwetkę wokół. Do tego już łatwo było mi dołączyć szydełkowy wzór, który zapożyczyłam z Sabriny bodajże (sprawdzę to przy najbliższej okazji).
Zostałam poproszona o zrobienie czegoś szydełkowego na piknik, na którym będą zbierane fundusze na leki dla pewnej małej i chorej dziewczynki. Powstał więc najbardziej rozchwytywany towar, czyli misiu – kolejny Rudi Mam nadzieję, że ktoś go przygarnie i tym sposobem będę mogła mieć swój współudział w pomocy… Szkoda tylko, że miałam zbyt mało czasu, by zrobić ich więcej Jednak wszystko przede mną, gdyż myślę, że na jednym dziele charytatywnym na pewno się nie skończy…
W tle materiał, na jakiego punkcie oszalałam… I nie mogę dojść do ładu ze sobą, co też z niego sobie uszyć…