kwiecień16
Niektórym już wiadomo, innym jeszcze nie, ale ostatnio poszerzam swoje umiejętności w rękodzielnictwie. Tym razem wybór padł na kurs szycia na maszynie. Bardzo przydatna rzecz, szczególnie, gdy nie ma się wymiarów modelki No dobrze, teraz już są modelki ,,40+”, więc nie będę narzekać.
Sam kurs (w krakowskim NCKu), na który się pokusiłam, muszę jednak wszystkim odradzić! Wiedzy fachowej jest tam mało, sprzęt żałosny (stare maszyny – w liczbie 8, działających może z 4-5), a dziewczyn… 17! Poza tym – każdy musi sobie sam znaleźć wykroje. Najlepiej takie, które pani się spodobają (nie koniecznie nam), bo oprócz wykroju na bluzkę (tylko do rozmiaru 40) nic nie jest gwarantowane. Oczywiście usłyszy się odpowiedni komentarz, jeżeli tylko człowiek spróbuje się postawić, że chce robić tak jak to opisano w burdzie, czy w jakiejś innej gazecie – ,,bo ma być tak i już, bo to jest na zaliczenie” – inaczej nie dostanie się dyplomu A wiadomo, że każdemu zależy, by tenże extra świstek dostać No i jeżeli ktoś ma rozmiar większy niż owy magiczny 40, to może już stać się celem niewybrednych dogryzków – tu pozwólcie, że zacytuję ,, ja nie rozumie jak można tak jeść, żeby tak tyć!” Można by wiele jeszcze przykładów przytaczać, ale z drugiej strony po co? Jak ktoś chce się dowiedzieć dlaczego odradzam, może napisać do mnie na priva.
Żarty, żartami, ale gdy ktoś tak na serio chce się nauczyć szyć, to niech wybierze inny kurs. Ja żałuję, ale cóż, na chwilę obecną nie stać mnie już na inny…