Muffak

Nic nie przyniesie ci zadowolenia, jeśli nie postarasz się o nie sam. /R.Emerson/

O egoizmie rodziców i tego, co z niego wynika…

luty27

Może zastanawiacie się skąd w tytule egoizm rodziców… zaraz Wam wszystko wyłożę.

Cóż od kilku dni przyszło mi bytować w towarzystwie jednego mało wychowanego (o ile w ogóle coś można w tym konkretnym przypadku mówić o wychowaniu…) osobnika. Stworzenie to jest dokuczliwym stworem, który nigdy nie zrobi niczego ani jak potrzeba, ani kiedy potrzeba. Zamiast mówić normalnym głosem – prawie że krzyczy, zamiast normalnie chodzić tupie, jakby miał sobie pięty odbić, zamiast myć ręce mydłem wgniata je w odpływ. Zamiast posłuchać, co dorosły chce mu powiedzieć, zarozumiale wykrzykuje, że on wie lepiej, albo co gorsza stwierdza, że „nie słyszał”, że ma zamknąć drzwi, umyć ręce (nie musi się myć, bo jest czysty), zgasić światło itp…

Ważne jest tylko „ALE JA CHCĘ!”, „NIE BĘDĘ”, „NIE LUBIĘ”, „A WŁAŚNIE, ŻE BĘDĘ!”, „NO I CO Z TEGO?!”. A za chwilę „PRZYNIEŚ MI!”, „EJ TY”, „GDZIE MI TO DAŁAŚ?”

Źródło: https://cdn.pixabay.com/photo/2016/10/17/21/54/aggressive-1748701_960_720.jpg

Zwykle po dłuższym czasie z nim spędzonym człowiek ma szczerą ochotę wystawić go mróz, żeby skruszał… Słów brakuje wszystkim, nerwy muszą być jak postronki, a później się człowiekowi odbija na zdrowiu… Po to, by ktoś inny miał smarkacza z głowy.

Dlaczego rodzice są egoistami? Bo to oni wpłynęli na to, jak się małolat zachowuje. I nie mieli na względzie, jak zwracano im uwagę, że coś robią niewłaściwie. Wiedzieli i dalej wiedzą lepiej. A z dzieciakiem nie idzie wytrzymać…

Teraz to jeszcze małolat, ale kto świadomy widzi, że to nie jest kulturalny i grzeczny chłopiec, a stwór nie przestrzegający zasad higieny, niewiedzący, jak się zachować przy ludziach i w towarzystwie i do tego nieznośnie głośny. Jego mama może nadal piać nad tym, jaki jest wspaniały, mądry, grzeczny i dobrze wychowany. Jaki jest koń – każdy widzi!

Pójdzie do szkoły to się nauczy – to jedne z tekstów obronnych. Może kiedyś rodzice (sami będący nauczycielami) zrozumieją, że to nie szkoła ma wychowywać ich dziecko, a oni sami… Może w szkole nauczą brzdąca chociaż, jak dostosować się do podstawowych norm społecznych, bo w życiu domowym klęska na całej pełni.

Daj Panie Boże, by ktoś do grzdyla trafił i nie wyrósł z niego degenerat…

Gdzie jesteś lekarzu?

grudzień29

Nie wiem, czy tylko ja mam takie wrażenie, ale od kilku już lat aż strach iść do lekarza… Dzięki Bogu udało mi się spotkać w swoim życiu kilu dobrych specjalistów, ale w stosunku do całej pozostałej rzeszy, ci dobrzy są jak przysłowiowa igła w stogu siana.

Nie wykazują zainteresowania pacjentem, często w ogóle nie wysłuchują jego dolegliwości zrucając je na karb jakiś „normalnych” zjawisk fizjologicznych. Myślą schematycznie – masz nadciśnienie, wysoki cholesterolek – proszę statynki – tylko proszę brać do końca życia*! Nie mają pojęcia o lekach, które wypisują ani o tym, że wzajemnie się one wzmacniają lub działają antagonistyczne. 90% starszych osób w moim otoczeniu ma całe worki z lekami, które codziennie zażywają!!! Bo dobry lekarz im przepisał… Wszelkie symptomy, których nasi doktorzy nie potrafią przypisać do jakiegoś zespołu/syndromu/jednostki chorobowej wrzucają do jednego wora schorzeń idiopatycznych**, w którym znajdziemy choćby zespół jelita drażliwego – najczęstsze schorzenie jelit, zapalenie stawów, czy też niepłodność… Ciekawe dlaczego?

*ten miesiąc jakoś pan wytrzyma…
**idiopatyczny – o nieznanym pochodzeniu

W ciągu przysługujących nam 10 minut*** – o ile z bieżącą chorobą nasz lekarz prowadzący przyjmie nas w terminie krótszym niż tydzień – zwykle i tak, zamiast poświęcić nam pełnię czasu, wpisuje w komputer to, co dowiedział się od poprzedniego pacjenta. Jeżeli jest młody i ma wprawę w obsłudze urządzeń, to pół biedy. Później jest chwila dla nas – ale spiesz się człowieku, bo już kolejny pacjent czeka za drzwiami, a Twój czas się zaraz skończy… Wymieniasz zatem, co pamiętasz, albo co zdążyłeś spisać i co otrzymujesz? Niestety niewiele – zwykle receptę na jakiś przeciwbólowy specyfik, albo na antybiotyczek, jeźli Ci w płuckach świszczy. Czasem wyprosisz jakieś badania lub skierowanie, ale zwykle musisz sam powiedzieć, co Ci jest i najlepiej, co Ci przepisać. I papa! Wszyscy (prawie) zadowoleni. I prawie zdrowi.

*** zwykle jest 10 minut – u lekarzy, którzy są „lepsi” (czyt. milsi) jest więcej pacjentów, a co za tym idzie trudniej się do nich dostać i czas wizyty jest krótki.

Dlaczego mnie tak to irytuje? Bo mamy wielu lekarzy, którzy uważają, że wystarczy skończyć Akademię Medyczną i już zjedli wszystkie rozumy. Nie muszą się dokształcać, nie muszą rozwijać swoich kompetencji, a pacjent skoro przyszedł raz, to i kolejny raz przyjdzie (można zmienić lekarza raz/dwa w roku?), zatem pieniążki za kolejną sztukę z kolejki zza drzwi, znajdą się u doktorka w kieszeni…

A Tobie, schorowany człowieku przyjdzie się leczyć samemu. Tylko uważaj, bo zioła są niebezpieczne! Nie używaj suplementów, bo nie wiesz, co w nich jest (tak jakbyś był pewien, że statynki to cuksy). Przed zastosowaniem diety poradź się lekarza – tak, tylko ciekawe kiedy, skoro nawet z chorobą ciężko się do niego dostać…

Spędzam ostatnimi dniami wiele czasu w internecie na poszukiwaniu sposobów poradzenia sobie samej i swoim bliskim z nękającymi ich chorobami. Czy nie prościej byłoby iść do kogoś, kto się na tym zna? Są jeszcze tacy lekarze, ale kolejki do nich są wielomiesięczne… Coś czuję, że za niedługo, dzięki swoim umiejętnościom wyszukiwania różnych informacji w internecie, będę mogła sama założyć klinikę, nie klinika jest dla lekarzy… Dla fizyka/informatyka z zacięciem samoleczniczym to chyba byłaby jakaś lecznica, uzdrowisko?! Bo lekarzom się nie chce…

O zbrodni i karze… Cz.2

styczeń5

histeria2

Kara brzmi w naszych czasach, jak coś zakazanego, coś co należałoby w ogóle wykluczyć ze słownika, a z życia przede wszystkim. Dzięki niepisanemu zakazowi stosowania kar w „wychowaniu” bezstresowym, mamy teraz całe rzesze „wspaniałej” młodzieży – wiem, pracowałam w gimnazjum i za pracę z ową w szkole – dziękuję, postoję. Jednakże, już sam Arystoteles powiadał, że kara jest także rodzajem lekarstwa.

Brak kar wiąże się z brakiem ponoszenia konsekwencji swoich czynów, generuje ludzi niezdolnych do stworzenia trwałego związku, utrzymania stałej pracy, mających „spinkolone” życie, bez celu, bez idei, bez sensu. Nic dziwnego, że gonią z pieniądzem, zaspokojeniem chuci, wpadają w nałogi – nie znają przecież ograniczeń, no bo i w jakim celu, dla kogo?

Jestem zwolenniczką kar, nie cielesnych, żeby mnie tu ktoś nie ścigał sądownie, ale takich, które dziecko zrozumie i… odczuje. Dziecko musi wiedzieć kiedy postępuje źle, a my jesteśmy od tego, żeby wytłumaczyć co i dlaczego. Jeżeli uparcie postępuje źle, należy znaleźć tego przyczynę.

Jeżeli krzyczy – może jest przygłuche? A może to jedyny sposób w jaki komunikują się jego najbliżsi? Wierzcie mi, gdy zechcecie zrozumieć dziecko – wszystko stanie się jasne, ale wyjdą też rzeczy, które będziecie musieli zmienić w sobie, maluch jest bowiem Waszym lustrzanym odbiciem…

Jeżeli jest nadruchliwe, to może za dużo ma w swojej diecie cukru? – badania naukowe potwierdzają korelację między ADHD a spożyciem tego białego proszku w nadmiarze. Druga istotna sprawa, to ta, że dzieci „na glukozie” nie odczuwają głodu – nie dawajcie im zatem słodyczy w zamian za normalny obiad – nie dostarczacie im składników potrzebnych do rozwoju, a tylko dokarmiacie parazyty… A te mówią na sam widok słodyczy mniam, mniam, mniam

Jeżeli Wasze dziecko często histeryzuje, możliwe, że jako Rodzice nie potraficie być konsekwentni i po zabronieniu czegoś, po chwili płaczu przystajecie na żądania małego terrorysty – cóż, dajecie się nabrać na najprostszą i chyba najstarszą metodę manipulacji…

histeria

Zawsze jest jakaś przyczyna niewłaściwego zachowania, ale nie oznacza to, że takowe powinno się zostawić bez nagany, muszą za nie grozić jakieś sankcje – przemyślane i odpowiednie dla wieku i stanu pojęciowego dziecka. Po pierwsze kara za nie musi być adekwatna, wymierzona bez silnych emocji (zakłócają nam odbiór rzeczywistości) i najlepiej natychmiastowa, tak by szczególnie małe dziecko rozumiało kontekst przyczynowo-skutkowy.

Jakie mogą to być kary?

  • nudzenie się przez określony czas – szczególnie nie lubią go maluchy – polega na siedzeniu przy stoliku, na dywanie, bez zabawek, bez rozmów, najlepiej w ustalonej pozycji;

  • ograniczenie czasu oglądania bajek, korzystania z internetu, telefonu;

  • wyjście do innego pokoju;

  • ograniczenie lub wykluczenie codziennych słodyczy;

  • rezygnacja z atrakcji, które zaplanowaliście.

Dziecko musi wiedzieć, czego od niego oczekujesz. Komunikaty muszą być proste i jasne, te o karze szczególnie. Najlepszy jest sposób na liczenie do n… (Liczę do 10, jak tego nie zrobisz…). Gdy mówicie do starszych dzieci (kilkulatków), dobrze by było, gdybyście zawarli krótkie wytłumaczenie np. prosiłam byś nie jeździł samochodami po ścianie, bo ją brudzisz – ponieważ nadal to robisz, będziesz się nudził przez 5 minut.

Na histerię jedna rada – nie reagować, a najlepiej nawet zniknąć z oczu – starszaka można spytać, czy ono wychodzi z pokoju, czy my… I druga rzecz – nauczyć się konsekwentnego mówienia nie – można określić dlaczego, np. każdy może zjeść tylko po 1 bananie, idziemy do sklepu tylko po chleb etc.

Życzę powodzenia przy wdrażaniu właściwych zasad – mnóstwa cierpliwości i opanowania, gdyż będą Wam potrzebne…  minibyebye1

O zbrodni i karze… Cz.1

grudzień31

bad-kid

Dlaczego akurat o tym chcę napisać? Ponieważ przeraża, szczerze przeraża mnie to, co widzę na ulicach, w sklepach, w przedszkolach, domach… Cierpnie mi skóra i odzywa się z dezaprobatą mój głos wewnętrzny – jak tak w ogóle można? Jak można w cywilizowanym świecie dopuścić do tego, by dorośli (bo zakładam, że tacy są) ludzie zezwalali na zachowania swoich dzieci, które nie mają nic wspólnego z dobrym wychowaniem, ba nawet pokuszę się o stwierdzenie, że nie mają w ogóle nic wspólnego z wychowaniem.

Drodzy Rodzice, rozumiem, że często brak już Wam sił, pewnie nieraz chcielibyście sobie odpocząć od wrzasków w domu i ciągłego „zawracania głowy”, wcale się Wam nie dziwię. Dom powinien być oazą spokoju, miłości i… przynajmniej względnej ciszy. W domu powinniśmy móc odpocząć i zregenerować siły na kolejny dzień. Czemu jednak to wydaje się niektórym niemożliwe? Cóż, czas na wytoczenie działa – oto zbrodnie.

histeria1

Uczcie dzieci zabawy w ciszy – wcale a wcale nie potrzeba do zabaw wrzasków, pisk radości może się zdarzyć, ale nie przez cały czas i w granicach dopuszczalnych dla słuchu norm.

Uczcie mówić dzieci, a nie krzyczeć – dlaczego one krzyczą? Krzyczą, bo ich nie słuchacie! Poświęćcie im swoją uwagę, choćby na 5 minut dziennie, ale niech to będzie prawdziwa uwaga, a nie w stylu „tak, tak, podoba mi się – co mówiłeś?”.

Uczcie dzieci po sobie sprzątać – błagam, nie róbcie tego za nie! Dlaczego? Niech to będzie ich pierwszy obowiązek, niech nauczą się go wypełniać solennie i co ważne konsekwentnie. Zaznaczcie jasno, że dopóki brzdąc nie posprząta – nie zje deseru, nie oglądnie bajki, nie pójdzie na spacer i trzymajcie się tego. Po kilku razach, nawet nie będziecie musieli dziecku przypominać – samo będzie sprzątać, a jeżeli do niego dołączycie, będzie to z pewnością dobra zabawa, jak i chwila dająca możliwość rozmowy! Sprzątając za dzieckiem nie nauczycie go porządku, nie nauczycie konsekwencji wynikających z jego poczynań, a poza tym wyhodujecie lenia, który tylko będzie czekał, aż ktoś coś zrobi za niego.

Uczcie dzieci, że mogą się same bawić – za czasów PRLu nikt się z rodziców (dziadków) z dziećmi nie bawił, a jeżeli już to przez chwilę – teraz dzieci żądne są by cały czas poświęcać na zabawę z nimi, efekt – nie da się w normalnych warunkach ani słowa zamienić…

Nie przekupujcie dzieci – w ten sposób sami kręcicie na siebie bicz histerycznych wrzasków w najmniej spodziewanym miejscu i czasie – tego chyba nie lubicie, ani Wy, ani nikt z Waszego otoczenia…

Uczcie dzieci, że w różnych miejscach należy się inaczej zachowywać – w kościele, w kinie, w parku, w gościnie, nawet w hipermarkecie obowiązują jakieś normy i trzeba ich przestrzegać – za właściwe zachowanie mogą przecież dostać nagrodę. Normy kulturalnego zachowania zostały ustalone by wszystkim żyło się dobrze, by ludzie mogli koegzystować – jeżeli ktoś nie dopasowuje się do norm, powinien unikać (moim osobistym zdaniem) miejsc, w których są one przestrzegane. Nie bądźcie egoistami!

Mówcie do dzieci używając jasnych komunikatów, tych zawikłanych, niezrozumiałych dziecko nie wykona i … będziecie sami sobie winni.

Pewnie to nie wszystkie „zbrodnie”, ale na ten raz wystarczy 🙂 Kolejnym razem powiem co nieco o potrzebie stosowania kar.

O kobiecości z punktu widzenia katolika…

styczeń26

Rozglądając się na ulicy bardzo ciężko jest zobaczyć kobietę w spódnicy, a w sukience jeszcze rzadziej! Zazwyczaj naszym oczom ukazują się różnych kształtów i gabarytów nogi obleczone w znów modne getry, albo też w spodnie od rurek począwszy, na nieszczęsnych dresach skończywszy…

źródło: mixedlanguage.blox.pl

Obecnie kobietę nieraz ciężko odróżnić od przedstawiciela silnej płci – ma spodnie, często krótkie włosy, chodzi i siedzi „po męsku”, zajmuje się zawodami typowo męskimi… Przepraszam, zapomniałam dodać, że często te spodenki kończą się w miejscu, gdzie dopiero zaczynają się nogi sherlockDodatkowo, kobiety lubią prezentować swój biust, niektóre nawet tak bardzo, że człowiek kulturalny nie ma dosłownie się gdzie patrzeć  blush2 

Gdzie się zatem podziały delikatność i zwiewność?
Gdzie łagodność i kobiecość? Co się z nami stało?

Odpowiedź jest wbrew pozorom prosta – kobiety w zeszłym stuleciu, w owczym pędzie udały się za wskazaniami emancypacji. Porzuciły rodziny, domowe gospodarstwa w celu zdobycia upragnionego celu – bycia nowym (lepszym?) wcieleniem mężczyzny….
Faktem niezaprzeczalnym jest, iż wiele z ówczesnych kobiet zostało do tego, można powiedzieć przymuszonych – obie wojny pozbawiły nasz kraj rzeszy mężczyzn, ktoś zatem musiał przejąć rolę ojców, synów, braci… Później nadeszły czasy komunizmu i wszechobecna propaganda – plakaty z hasłami takimi jak „kobiety na traktory”, „żadnej pracy się nie boję” – z charakterystycznym gestem Kozakiewicza… W dopiero raczkującej telewizji, lansowany był w kultowym serialu owych czasów („Czterdziestolatku”) ideał kobiety pracującej, która to żadnej pracy się nie boi…
Problem też leżał – i nadal leży – w wysokości pensji. W naszych czasach ciężko jest rodzinie wyżyć z jednej (męskiej) wypłaty… Kobiety zatem są zmuszone by iść do pracy.

przodowniczka pracy
źródło: wiadomości wp.pl
górniczki przy pracy
źródło: gazeta.pl

I jak tu zostać delikatną i kobiecą? Tym bardziej, że do większości z tych męskich prac (budownictwo, motoryzacja, inżynieria itp.) jakoś spódnica tak kiepsko pasuje – spodnie wygodniejsze… I kielnia w garść!

z kielnią

Teraz Wam napiszę, dlaczego mówiąc o braku kobiecości, piszę o spodniach…

Do wprowadzenia spodni, jako „wygodniejszej” formy ubioru dla kobiet, przyczyniła się słynna projektantka mody Coco Chanel (odnośnik do anglojęzycznej strony, ze względu na szersze informacje biograficzne). To dzięki jej rewolucyjnym zmianom w damskiej konfekcji – przerobione na sukienki męskie koszule, bez zaznaczonej talii, w geometryczne, czarno-białe wzory – udało się tak prężnie wprowadzić w życie ideały „równouprawnienia”. Sama zresztą była ich czynną orędowniczką…

Dlaczego spodnie są u kobiet niewłaściwe? Wyczerpującą odpowiedź można odnaleźć w notyfikacji Józefa kardynała Siriego, zamieszczonej na blogu Pelagiusza. I wyobraźcie sobie, że wcale nie chodzi o aspekt estetyczny spodni, ale o to co z naszym (kobiecym) wnętrzem robią. Założenie bowiem spodni wiąże się z zamianą ról, do których Bóg nas przeznaczył, a co za tym idzie wywołuje mnóstwo problemów, włącznie z zaburzeniami osobowościowymi. Jesteśmy istotami pięknymi i przeznaczonymi do tego, by być pomocą dla mężczyzn, ich wsparciem. Bóg wyznaczył nam cudowną rolę przynoszenia nowego życia na ten świat, tworzenia rodzinnego ogniska, dbania o miłość wśród członków rodziny. Mężczyzn natomiast wyznaczył na naszych obrońców, „panów” w pewnym sensie, żywicieli, przewodników… Zakładając spodnie kobieta podświadomie nawet zaczyna zachowywać się jak mężczyzna – i uwaga miłe panie! – mężczyźni tego nie znoszą, dlatego jeżeli chcecie by Wasz mąż, chłopak traktował Was z szacunkiem – nie ubierajcie spodni.

W naszych czasach mało już jest kobiet, które z radością przyjmują Boże powołanie i nie chcą mu się przeciwstawiać. Mało jest też mężczyzn, którzy są męscy i odpowiedzialni za byt swoich rodzin, za dzieci, które poczęli, za obowiązki, które podjęli. Wszystko zaczyna się właśnie od tego, że najważniejsza dla nas osoba dosłownie w kilka miesięcy po naszym urodzeniu idzie do pracy (bo musi!), a maluch oddawany jest w ręce obcych – do żłobka, przedszkola i tam poddawany jest odpowiedniej propagandzie. A zmęczona po pracy mama nie ma już ani sił, ani czasu by poświęcić się swojemu dziecku (o mężczyznach i ojcach napiszę kolejnym razem). Smutne to, ale jakże prawdziwe… Dzięki Bogu są jeszcze babcie, które czasem mogą mamy wspomóc.

Na koniec coś, co może wywoła u Was, podobnie jak u mnie uśmiech na mordce… Posiłkując się słownikiem synonimów, wpisałam hasło 'kobiecość’ – oto, co otrzymałam:

kobiecość - kobieton 2

Tego już nie skomentuję…

Niewymiarowa forma…

listopad18

Z radością kupiłam nową formę do zapiekania w jednym z krakowskich hipermarketów. Kiedyś dostałam taką formę do Przyjaciółki, jednak w wyniku częstego używania (i pewnie błędu kucharki) pękła. Była ona na przydatnym stelażu, umożliwiającym podgrzewanie potraw, który zachowałam do dziś licząc, że kiedyś uda mi się takową dokupić. I akurat zobaczyłam na promocji (jakżeby inaczej?), że jest idealnie pasująca (24,5cm x 16cm) do tegoż ustrojstwa forma. Nie wiele trzeba było i stałam się właścicielką nowiutkiego naczynia do zapiekania. Niestety… okazało się, że to, co jest napisane na produkcie – chodzi mi o wymiary, a to co jest w rzeczywistości (25,5cm x 14,5cm), to dwie różne rzeczy. Jednym słowem – wzbogaciłam się o naczynko, które do mojego oprzyrządowania nie pasuje. Cóż, mam nauczkę i teraz nie pozostaje nic innego, jak brać ze sobą do sklepu linijkę lub od razu widząc przekręty, dzwonić do rzecznika praw konsumentów… stinkeye

wymiarowa forma

Kolejna zmiana

sierpień5

Do tej pory nie pisałam praktycznie żadnych postów dotyczących pewnych istotnych dla mnie kwestii. Dlatego też, aby nie tworzyć dziesięciu nowych tematycznych blogów, postanowiłam ten ubogacić właśnie tymi, innymi tematami. Pojawiać się będą zatem moje przemyślenia-porady dotyczące różnych kwestii społecznych, jak również wśród nich (mam nadzieję) treści stricte katolickie. Może niektórych zaskoczą, innych prawdopodobnie zdziwią moje spostrzeżenia, idee mi przyświecające, ale bez nich, to nie jestem ja! Dlatego też może się wielu z Was wydawać, że jest tu szwarc, mydło i powidło i będziecie mieć rację, ale to właśnie jestem ja. Nie da się mnie wsadzić do jednej szufladki – interesuje mnie wiele rzeczy, wieloma z nich chciałabym się z Wami podzielić, wyrazić swój sprzeciw wobec jakiegoś idiotyzmu, smutek wylać, a dobro pochwalić i rozpowszechniać…

Czytajcie mnie dalej! Dzięki!

 Thank You

Szatański krecik? A jednak…

kwiecień30

Już od dawna nosiłam się z zamiarem zrobienia zdjęcia temu, jakże dziwnemu tworowi ludzkiej inteligencji… Na jednej z głównych arterii krakowskich jest księgarnia – bagatela: edukacyjna – a na jej witrynie taki oto, znany wszystkim krecik…

krecik

Czy tylko mnie zdziwił gest szatańskiego pozdrowienia? Może nam się tak edukacja zreformowała – już nie jestem na bieżąco… Albo ekumenizm tak daleko sięga?

Kurs szycia

kwiecień16

Niektórym już wiadomo, innym jeszcze nie, ale ostatnio poszerzam swoje umiejętności w rękodzielnictwie. Tym razem wybór padł na kurs szycia na maszynie. Bardzo przydatna rzecz, szczególnie, gdy nie ma się wymiarów modelki confuse No dobrze, teraz już są modelki ,,40+”, więc nie będę narzekać.

Sam kurs (w krakowskim NCKu), na który się pokusiłam, muszę jednak wszystkim odradzić! Wiedzy fachowej jest tam mało, sprzęt żałosny (stare maszyny – w liczbie 8, działających może z 4-5), a dziewczyn… 17! Poza tym – każdy musi sobie sam znaleźć wykroje. Najlepiej takie, które pani się spodobają (nie koniecznie nam), bo oprócz wykroju na bluzkę (tylko do rozmiaru 40) nic nie jest gwarantowane. Oczywiście usłyszy się odpowiedni komentarz, jeżeli tylko człowiek spróbuje się postawić, że chce robić tak jak to opisano w burdzie, czy w jakiejś innej gazecie – ,,bo ma być tak i już, bo to jest na zaliczenie” – inaczej nie dostanie się dyplomu sekret A wiadomo, że każdemu zależy, by tenże extra świstek dostać stinkeye  No i jeżeli ktoś ma rozmiar większy niż owy magiczny 40, to może już stać się celem niewybrednych dogryzków – tu pozwólcie, że zacytuję ,, ja nie rozumie jak można tak jeść, żeby tak tyć!” Można by wiele jeszcze przykładów przytaczać, ale z drugiej strony po co? Jak ktoś chce się dowiedzieć dlaczego odradzam, może napisać do mnie na priva.

Żarty, żartami, ale gdy ktoś tak na serio chce się nauczyć szyć, to niech wybierze inny kurs. Ja żałuję, ale cóż, na chwilę obecną nie stać mnie już na inny…