O zgubnym nawyku robienia wszystkiego za dzieci… cz.2
Moi Drodzy! Czas na kolejną, zapowiadaną część – dlaczego nie powinno się wyręczać dzieci – tym razem tych starszych, powyżej 3-4 roku, skończywszy aż na przysłowiowych podlotkach… Na pewno zauważyliście, że gdy dziecko zaczyna sprawnie wypowiadać zdania (często z naciskiem na „ja chcę”) w jakiś sposób, nieraz nieuświadomiony, zaczynamy przyznawać mu prawo do posiadania własnego zdania, a nawet podejmowania decyzji. I nie było by w tym nic złego, wierzcie mi, gdyby nie fakt, że my jesteśmy dorośli (zgadzacie się?), a bąble nie są… O co mi chodzi pewnie spytacie? Już tłumaczę.
Na nas dorosłych ciąży odpowiedzialność i to nie byle jaka – za zdrowie, życie, przyszłość, szczęście dzieci naszych i cudzych. Dzieci nie mają pojęcia o świecie, o zagrożeniach, o różnych komplikacjach, gdyż one nie powinny ich dotykać – my jesteśmy od tego by je chronić. Nie mówię o trzymaniu ich pod kloszem aż do wydania za mąż/ożenienia, ale uważam z całą odpowiedzialnością, że każdy etap życia ma swój czas i swoje ograniczenia. Nie pozwolę zatem by n-latek narzucał mi swoje zdanie, bo tak został w domu przyzwyczajony… Rodzice do tego dopuścili, prawda i niestety sami nie wiedzą kiedy ich ukochany, wymarzony brzdąc stał się terrorystą bez skrupułów, wrzeszczącym na pół osiedla, bo mama powiedziała, że czas wracać z placu zabaw na obiad, bądź też w starszej wersji dzwoniącym na policję z fałszywym doniesieniem o biciu, bo ojciec nie pozwolił wyjść z domu wieczorem… Wierzcie lub nie, ale bardzo negatywne zachowania demonstrują już małe dzieci.
Dlaczego tak się dzieje? Dziecko jeszcze nie rozumie, co dla niego dobre, a co nie. Przepraszam, uważa, że dobre jest to, co ono chce – to lepsza wersja
Teraz nasza „działka” – możemy oczywiście pozwolić dziecku robić jak zechce – tak dla świętego spokoju, nie będzie płaczu, złości, natrętnych spojrzeń starszych pań i usuwania się z zasięgu dźwięków wszystkich facetów… Będzie dobrze – na tę chwilę. Później będzie już tylko gorzej, bo z roli rodzica zdegradujecie się do roli dziecka, którym dyrygować będzie… Wasz brzdąc. Ja dziękuję za taką opcję i szczerze, bardzo szczerze współczuję Rodzicom, którzy nie potrafią sobie dać rady z własnymi dziećmi – popełnili błędy, tego nie da się ukryć, ale z drugiej strony będą ich konsekwencje ponosić do końca życia a jak dla mnie to trochę jak odsiadka w więzieniu…
Jest jednak opcja nr 2 – możemy zachować się jak dorośli i sami decydować – dziecko jak najbardziej może nam „pomóc” wybrać właściwą opcję, ale to my podejmujemy ostateczną decyzję. Ta wersja daje wiele możliwości – pomaga zacieśnić rodzinne więzi, zrozumieć i poznać otaczający świat. Tatuś lub mamusia mogą – i często powinni – wytłumaczyć, dlaczego tak a nie inaczej postępują (ważne szczególnie u starszych dzieci), a w stosunku do maluszków muszą być cierpliwi i konsekwentni. Konsekwencja to podstawa wychowania! Dziecko wówczas zna granice, do których może się posunąć, a to pozwala mu czuć się bezpiecznie.
A teraz kilka przykładów do zastanowienia…
Podstawówka, zadanie domowe – z polskiego mama siedzi nad wypracowaniem, tata nad matematyką, a brzdąc hasa po polu, bądź też męczy PS3… Wyrośnie yntelygent jak nic.
Przed I-wszą Komunią, list do Ojca Chrzestnego – „Drogi Wujku, tata powiedział, że kupisz mi dobry komputer na prezent, więc ja w tej sprawie piszę, bo mój jest już stary, zeszłoroczny, grafika nie wyciąga na najnowszych grach od kumpla, a i przydałoby się… ” – przykład z życia wzięty… My wówczas komputera z siostrą nie miałyśmy, ale od czego są chrześni, jak nie od brania kredytów?
Osoby dramatu: dwie dziewczynki z jednej klasy (wychów-nów), nauczycielka. Dziewczynki do siebie: „Ty pi***!”, „Ty ci***!” – ”Jak Wy się w ogóle wyrażacie? Proszę przynieść dzienniczki, zaraz Wam wpiszę uwagę!” – „a takiego h*** głupia ku***”. To również sytuacja prawdziwa, mało który nauczyciel się z taką nie spotkał… Nauczyciel autorytetem, rodzic? Buchacha…
Teraz Drodzy Rodzice zastanówcie się, czy warto wyręczać dzieci, robić za nie wszystko, podtykać im pod nos jak najlepsze kąski, stawiać na piedestale, z którego będą nami, starszymi manipulować, czy też wziąć się wreszcie za siebie i stawić rodzicielski opór żądaniom brzdący? Dziecko musi wiedzieć, kto jest autorytetem, bo jeżeli nie ma go od dzieciństwa, to jak będzie starsze poszuka sobie swojego, tyle tylko, że możecie się nieco nim zdziwić… Póki co macie jeszcze czas – wybór należy do Was!
Tak na koniec przytoczę Wam fragmencik z książki Jerzego Michotka „Tylko we Lwowie”:
Bodajże tego samego roku zapamiętałem jeszcze jedno wydarzenie. Dostałem od Ojca lanie. Pierwsze. I ostatnie. Złapał mnie na kłamstwie. Myślalem, że się spalę.
– Będzie mnie to bolało bardziej niż ciebie – rzekł. Nie wierzyłem. Bo lał tak, że… myślałem, że się rozbeczę. I rozbeczałem się. Ale nie podczas lania. Potem. W ubikacji na ganku.
– Jak można? – zadawałem sam sobie pytanie szlochając jak dziecko (a miałem już wtedy 6 lat)…
– Jak można bić włąsnego syna, jeśli się go kocha?
I dziś sobie na to pytanie odpowiadam:
– Nie można. Trzeba! Jeśli się kocha, to trzeba karać tak, by dziecko pamiętało po 60-ciu latach.
I dziś wierzę, że Ojca bolało to bardziej niż mnie. Nigdy Mu więcej nie kłamałem. Przekonany jestem, że człowiek, jeśli nie ma drugiego człowieka, któremu może powiedzieć całą prawdę – przegrywa życie.
Przy tym wszystkim co napisałam, nie zapomnijcie, że dzieci są do kochania i przytulania – one bardzo tego potrzebują do właściwego rozwoju, więc nie szczędźcie na nich!