O dzieciach i ich obecności przy stole…
Moi Drodzy! Cieszę się wraz z Wami, że Wasz dzidziol już potrafi jeść sam To bardzo przydatna czynność – na pewno się ze mną zgodzicie.
Chcę dziś poruszyć problem zachowania malucha przy stole, do którego zasiada się w większym, rodzinnym gronie (tzn. z dziadkami, ciociami, stryjkami, itp.), bo na co dzień, dla Was rodziców, problem w ogóle może być niedostrzegany… Posłużę się tu znów scenką z życia wziętą…
Jest stół, jest na nim niedzielna, elegancka (czyt. droga) zastawa stołowa i jest obiad w półmiskach. Przy tymże siedzą rodzice z maluchem – takim, co to już potrafi jeść sam (2+) i który zasiada na swoim krześle. I co? Cóż, gdyby ten maluch był nauczony właściwych zachowań przy stole, obeszłoby się pewnością bez takich zachowań, jak te poniższe…
- „macanie” potraw na półmiskach – ich dotykanie, próbowanie (nadgryzienie, oślinienie) i wrzucanie na powrót do półmiska, oczywiście przy użyciu łapek;
- jedzenie rękami – makaronu wprost z zupy, kotlecik tak też smakuje lepiej…
- wątpliwa czystość rąk w powyższych przypadkach;
- taplanie (fajna fontanna, no nie?) łyżką w zupie i tłuczenie się sztućcami o zastawę (ciekawy dźwięk, a i reakcja dorosłych zabawna…)
- na krześle: leżenie, zwisanie, kucanie, klęczenie, stanie, spływanie, przechodzenie z jednego na drugie;
- głośne piski, krzyki, domaganie się uwagi, badź kategoryczne odmawianie zjedzenia czegoś;
- brudzenie innych przy ciągłym przemieszczaniu się – bo ono, chce akurat tam, ale to nic, że przed chwilą miało czekoladkę w łapce, a teraz ma: na łapce, na mordce i u stryjka na garniturze…
- wypluwanie jedzenia – jak dla mnie ohyda!
- wybrzydzanie;
- mlaskanie;
Kochani! Za moich czasów – to nie było aż tak dawno temu… – dzieci nie sadzano do stołu z dorosłymi. Mieliśmy swój stolik, aż do momentu, gdy nauczyliśmy się jeść jak ludzie! A nieraz to trochę trwało… Teraz modne jest sadzanie dziecka przy stole, jako równego innym członka rodziny (równość czy tolerancja?). Nie czarujmy się, gdy nie potrafi się ono zachować – nie powinno go przy nim być!
Nie dążcie za wszelką cenę do tego by Wasze dziecko miało miejsce przy stole – to wymaga umiejętności okazania szacunku innym i poważania miejsca, w jakim się znajduje. Dziecko jest z natury egoistą – dąży do zaspokojenia swoich i tylko swoich potrzeb, dlatego dopóki nie zostanie odpowiednio ukształtowane i nie dowie się, że nie jest centrum wszechświata i nie wszystko mu wolno – nie powinno zajmować miejsca przy stole. Nie można pozwalać na urządzanie przy nim cyrku – to nie miejsce, ani czas na zabawę. Biesiadnicy mają prawo zjeść w przyzwoitych warunkach, nie martwiąc się tym, że zaraz zwrócą posiłek, tudzież będą wysmarowani czymś lepiącym, tłustym, czy brązowym. Nie można pozwalać na to, by cały posiłek został zdominowany przez rozbrykanego brzdąca…
Rodzice! Pokażcie swoim przykładem, jak należy się zachować przy stole – uczcie dobrych manier, porządku. Kształtujcie młody charakter – uczcie szacunku dla innych i dla szczególnych miejsc. Wpójcie dziecku wiedzę, że posiłek to nie zabawa, ale rytuał, przy którym można spędzić miło czas, porozmawiać, nacieszyć się wzajemną obecnością. Uczcie szacunku i właściwych postaw, a Wasz wysiłek z pewnością zostanie doceniony, gdy ktoś z szczerością Wam powie „cóż za grzeczne dziecko!”. Tego Wam życzę z całego serca!
Zastanawiam się na ile kłopot dotyczy miejsca dziecka przy stole dorosłych. Dla mnie nie dotyczy wcale. Sądzę, że dziecko powinno mieć przy nim niezbywalne miejsce, gdy tylko pojmuje co się do niego mówi. Wiadomo, że nie posadzę przy stole dzieciny, która ledwo siedzi i właśnie nauczyła się pluć na odległość, bo tu nawet moja matczyna tolerancja zawodzi. Nie wyobrażam sobie jednak, że dwulatek nie może siedzieć przy stole ze wszystkimi i zachowywać się jak człowiek jeśli jest przy zdrowych zmysłach. Nie jest to problem tego dziecka, ale jego rodziców. Kiedy w czasie swoich 2 urodzin moja córka zasiadła ze wszystkimi przy stole i oświadczyła po swojemu, że nic prócz ogórków jeść nie będzie, oczywiste było, że nie będę jej zmuszać. Przeżycie było wielkie, bo zjadła swoje ogórki, a do czarów nad zupą oddaliłyśmy się bezpiecznie, aby się nie kompromitować za bardzo. Nie rozumiem na czym polega problem brudnego dziecka – to chyba jasne, że nie puszczam „w obieg” malucha z upapranymi dłońmi, bo mam na tyle wyobraźni, żeby przewidzieć, że wszystko i wszystkich pobrudzi (to samo dotyczy moich ścian i sprzętów). Piszę to wszystko po to, by wyraźnie zaznaczyć, że to rodzice są odpowiedzialni za swoje dziecko – nie ma dzieci złych, zbyt emocjonalnych, nad wyraz spokojnych… Są tylko dzieci wychowane lub niewychowane, których rodzice się wstydzą bądź nie – jeśli się nie wstydzą, wtedy, jakimś cudem, nie odczuwają pełni odpowiedzialności za zachowanie latorośli (a to synonim znalazłam;)) i, jakimś cudem, potrafią rozłożyć ręce zamiast zareagować. Oczywiście cała sprawa się zmienia jeśli mamy do czynienia z dzieckiem specjalnej troski, ale, mam wrażenie, że takie dzieci zachowują się często lepiej.
Pozdrawiam serdecznie.
Bardzo dziękuję Magduś za treściwy i trafny komentarz! Też nie spotkałam się ze „złymi” dziećmi – w końcu ich nawyki ktoś (zazwyczaj są to rodzice) kształtuje… Mój apel ma na celu zwrócenie uwagi tym z dorosłych, którzy nie widzą problemu lub go najzwyczajniej w świecie bagatelizują. Może styl mojej wypowiedzi nieraz bywa zbyt cięty, ale po wielu nieudanych próbach dotarcia do „odpowiedzialnych”, zwracaniu uwagi na niewłaściwe zachowanie, człowiek staje się mniej wybredny w słowach. Nie przeczę, że małe dziecko potrafi się zachować przy stole i kulturalnie jeść – ono uczy się przede wszystkim poprzez naśladownictwo, a także, co bardzo ważne – każde swoje zachowanie kształtuje w zależności od zezwolenia rodziców (zj. odniesienia społecznego). Zatem jeżeli dziecko nie zna karności w domu, nie wie co wolno, a czego już nie, na pewno nie będzie się właściwie zachowywało u kogoś w gościnie – byłoby to sprzeczne z tym zachowaniem, jakiego się już wyuczyło…
Pozdrawiam ciepło całą Waszą rodzinkę!