Słyszałem o trzyletnim Marku, który niecierpliwił się w czasie Mszy świętej, nie mogąc doczekać się końca, i wreszcie zapytał rodziców głośnym szeptem:
– Kiedy ksiądz powie: „Idźcie ofiary do domu”?
/X J.Twardowski „Smak radości”/
Słyszałem o trzyletnim Marku, który niecierpliwił się w czasie Mszy świętej, nie mogąc doczekać się końca, i wreszcie zapytał rodziców głośnym szeptem:
– Kiedy ksiądz powie: „Idźcie ofiary do domu”?
/X J.Twardowski „Smak radości”/
Pewien ksiądz pouczał, jak robić rachunek sumienia:
– Nie mów, że trzepałeś kożuch, jeżeli w tym kożuchu był wujek. Nie mów, że przejechałeś butelkę, jeżeli ta butelka była w kieszeni przechodnia. Nie mów, że tylko ukradłeś sznurek, jeżeli do tego sznurka był przywiązany koń.
/X J.Twardowski „Smak radości”/
Kto przyszedł? – zapytała mama córeczkę.
– Przyszli ciocia i wujek.
Mamusia poprawiła: – Powinnaś powiedzieć: „Przyszli wujostwo”.
Po kilku dniach zapytała mamusia córeczkę o to samo, słysząc, że ktoś otwiera drzwi.
Dziecko odpowiedziało: – Przyszli dziadostwo.
– Jak ty mówisz? – krzyknęła mamusia. – Mówi się, że przyszli babcia i dziadek.
/X J.Twardowski „Smak radości”/
Opowiadano mi również taką historię. Jeden z dziedziców postawił nagrobek, na którym kazał wyryć napis: „Dobry z ciebie był parobek, więc ci stawiam ten nagrobek”. Zdarzyło się, że po pewnym czasie ktoś kredą dopisał: „Kiedyś stawiał mu nagrobek, to już nie był twój parobek, ani tyś mu nie był panem. Pocałuj go w piszczel. Amen.”
/X J.Twardowski „Smak radości”/
Żółtko zaprasza Łabędzia do restauracji. Podają dwa sznycle, z których tylko jeden jest pokaźnych rozmiarów. Żółtko spokojnie bierze sobie ten większy. Łabędź nie posiada się z oburzenia:
– Żółtko, jak tak można? To ma być wychowanie? Sobie bierzesz większą porcję, a mnie, zaproszonemu, dajesz mniejszą?
– A jak ty byś postąpił?
– Oczywiście, że sobie wziąłbym mniejszą.
– No więc o co ci chodzi?!
Icek leży na łożu śmierci.
– Chawa, moja żono, jesteś przy mnie?
– Jestem, Icek – chlipie żona.
– Moniek, mój synu, jesteś przy mnie?
– Jestem, ojcze.
– Rachel, moja córko, jesteś przy mnie?
– Jestem, ojcze.
– To kto, do cholery, pilnuje interes?!
Nauczyciel pyta małego Mośka:
– Pożyczyłem od twojego ojca sto tysięcy złotych i po trzech miesiącach oddałem dwadzieścia trzy tysiące. Ile pozostałem dłużny?
– Sto tysięcy.
– Cóż to?! Nie znasz rachunków?
– Rachunki znam, ale pan nie zna mojego ojca.
Na cmentarzu żydowskim odbywa się pogrzeb małego dziecka. Nad otwartym grobem stoi matka i zawodzi:
– Kochany syneczku, jak staniesz przed obliczem Stwórcy, wyproś u niego dużo pieniędzy dla twoich rodziców i szczęśliwą starość. I wybłagaj u Wiekuistego, żeby twoje dwie siostry mogły być zaopatrzone w duży posag, a twoi bracia Natan i Dawid, żeby dostali za żony dobre, ładne, pobożne i posażne panny. A twojego najstarszego brata Chaima, żeby zwolnili z wojska. I poproś Jehowę, żeby twój kochany wujek Abram wreszcie wyzdrowiał…
Obok zawodzącej matki stoi opart o łopatę grabarz. Kiedy litania próśb ciągnie się w nieskończoność, grabarz trąca zawodzącą kobietę i mówi:
– Paniusiu kochana, jak się ma tyle interesów do Pana Boga, to się nie posyła takiego małego dziecka, tylko się idzie samemu.