Muffak

Nic nie przyniesie ci zadowolenia, jeśli nie postarasz się o nie sam. /R.Emerson/

O dzieciach i ich obecności przy stole…

styczeń19

Moi Drodzy! Cieszę się wraz z Wami, że Wasz dzidziol już potrafi jeść sam essen To bardzo przydatna czynność –  na pewno się ze mną zgodzicie.

Chcę dziś poruszyć problem zachowania malucha przy stole, do którego zasiada się w większym, rodzinnym gronie (tzn. z dziadkami, ciociami, stryjkami, itp.), bo na co dzień, dla Was rodziców, problem w ogóle może być niedostrzegany… Posłużę się tu znów scenką z życia wziętą… faint

Jest stół, jest na nim niedzielna, elegancka (czyt. droga) zastawa stołowa i jest obiad w półmiskach. Przy tymże siedzą rodzice z maluchem – takim, co to już potrafi jeść sam (2+) i który zasiada na swoim krześle. I co? Cóż, gdyby ten maluch był nauczony właściwych zachowań przy stole, obeszłoby się pewnością bez takich zachowań, jak te poniższe…

  • „macanie” potraw na półmiskach – ich dotykanie, próbowanie (nadgryzienie, oślinienie) i wrzucanie na powrót do półmiska, oczywiście przy użyciu łapek;
  • jedzenie rękami – makaronu wprost z zupy, kotlecik tak też smakuje lepiej…
  • wątpliwa czystość rąk w powyższych przypadkach;
  • taplanie (fajna fontanna, no nie?) łyżką w zupie i tłuczenie się sztućcami o zastawę (ciekawy dźwięk, a i reakcja dorosłych zabawna…)
  • na krześle: leżenie, zwisanie, kucanie, klęczenie, stanie, spływanie, przechodzenie z jednego na drugie;
  • głośne piski, krzyki, domaganie się uwagi, badź kategoryczne odmawianie zjedzenia czegoś;
  • brudzenie innych przy ciągłym przemieszczaniu się – bo ono, chce akurat tam, ale to nic, że przed chwilą miało czekoladkę w łapce, a teraz ma: na łapce, na mordce i u stryjka na garniturze…
  • wypluwanie jedzenia – jak dla mnie ohyda!
  • wybrzydzanie;
  • mlaskanie;

Kochani! Za moich czasów – to nie było aż tak dawno temu… – dzieci nie sadzano do stołu z dorosłymi. Mieliśmy swój stolik, aż do momentu, gdy nauczyliśmy się jeść jak ludzie! A nieraz to trochę trwało… Teraz modne jest sadzanie dziecka przy stole, jako równego innym członka rodziny (równość czy tolerancja?). Nie czarujmy się, gdy nie potrafi się ono zachować – nie powinno go przy nim być!

Nie dążcie za wszelką cenę do tego by Wasze dziecko miało miejsce przy stole – to wymaga umiejętności okazania szacunku innym i poważania miejsca, w jakim się znajduje. Dziecko jest z natury egoistą – dąży do zaspokojenia swoich i tylko swoich potrzeb, dlatego dopóki nie zostanie odpowiednio ukształtowane i nie dowie się, że nie jest centrum wszechświata i nie wszystko mu wolno – nie powinno zajmować miejsca przy stole. Nie można pozwalać na urządzanie przy nim cyrku – to nie miejsce, ani czas na zabawę. Biesiadnicy mają prawo zjeść w przyzwoitych warunkach, nie martwiąc się tym, że zaraz zwrócą posiłek, tudzież będą wysmarowani czymś lepiącym, tłustym, czy brązowym. Nie można pozwalać na to, by cały posiłek został zdominowany przez rozbrykanego brzdąca…

Rodzice! Pokażcie swoim przykładem, jak należy się zachować przy stole – uczcie dobrych manier, porządku. Kształtujcie młody charakter – uczcie szacunku dla innych i dla szczególnych miejsc. Wpójcie dziecku wiedzę, że posiłek to nie zabawa, ale rytuał, przy którym można spędzić miło czas, porozmawiać, nacieszyć się wzajemną obecnością. Uczcie szacunku i właściwych postaw, a Wasz wysiłek z pewnością zostanie doceniony, gdy ktoś z szczerością Wam powie „cóż za grzeczne dziecko!”. Tego Wam życzę z całego serca!

O karmniku i animowanej bajce

styczeń17

Sprawa wygląda tak… Mały dzidziol ma swoje pory karmienia, je zatem wtenczas, kiedy tego potrzebuje i zazwyczaj nie odbywa się to przy stole, tylko w bujaczku lub specjalnym stoliczku, zwanym przeze mnie karmnikiem naughty

karmienie bobasa

Problem zaczyna się, gdy dzidziol za żadne skarby nie chce w owym siedzisku wytrzymać podczas jedzenia. Powód dla którego tak się dzieje jest dla wszystkich jasny jak słońce – dziecku się najzwyczajniej nudzi! Zatem kochająca mama/tata nie bardzo mają ochotę i siłę się użerać z brzdącem i idą na ugodę – „możesz sobie chodzić, ale będę ci dawać jedzonko do dzióbka”.

Z czym się to wiąże? Cóż, po pierwsze z brakiem dzidziola w miejscu, w którym chcecie mu dać posiłek – dla mnie to już wystarczający powód, by na takie zachowania nie pozwalać – szanujmy swój czas! Drugi punkt ujemny – chcecie mieć w miarę czysto w domu, tudzież na sobie – w opcji karmienia w biegu, to raczej nie możliwe… Nie wspomnę o możliwości zadławienia się (w czasie podskoków, śmiechów, uciekania), przewrócenia się – w końcu to extra czas na zabawę – mama się mną zajmuje!!! Ale z tym i tak każdy rodzic musi się z tym liczyć, nieprawdaż?

Rozwiązanie jest w miarę proste – dajcie coś dziecku do łapek jak je, choćby łyżeczkę, widelczyk – niech samo próbuje jeść – chwilę się zajmie, poćwiczy ręce, a Wy dacie radę mu podać w normalny sposób posiłek. Można też dziecku puścić bajki do słuchania – mnóstwo jest starych, bardzo interesujących bajek-grajek, a i nowych wiele się znajdzie (genialne są Bajki z Ramą), bo nie wiem, czy każdy jest zdolny jednocześnie karmić i czytać 😀 Możecie też puścić ulubione piosenki, szczególnie te, które kojarzą się z jedzeniem – to nie problem nagrać dziś płytę CD z wybranymi piosenkami – a dziecko od razu będzie kojarzyć je z jedzeniem!

Broń Boże, nie puszczajcie dziecku bajki w TV, ani na kompie – gdy raz na to pozwolicie, wówczas zapomnijcie o zjedzeniu posiłku bez owej (nie zawsze to możliwe prawda?). Z doświadczenia wiem, że może dziecko i zje wtedy posiłek, ale po pierwsze będzie złe, że mu przeszkadzasz (zależy jak charakterny to typ), bo to przecież czas na bajkę! A po drugie będzie Was szantażować ilością oglądanych bajek – tak, tak, uczą się tego już od małego… Recz w tym by ukrócić takie zachowania w zalążku. Poza tym, nie czarujmy się, większość bajek dzieci „odmóżdża” i co najgorsza na tym początkowym etapie rozwoju, może wpłynąć wręcz destrukcyjnie na ich rozwój umysłowy i fizyczny.

Życzę powodzenia we wdrażaniu nowych rozwiązań! Gdyby ktoś miał pytanie lub też inne zdanie – zachęcam do pisania komentarzy – na wszystkie odpowiem, na te krytyczne też! val

W następnym poście będzie o obecności dzieci przy stole… Zapraszam do czytania i dyskusji!

„O wychowaniu” Generałowej J. Zamoyskiej

styczeń4

Wiele książek w swym życiu przeczytałam, od młodzieńczych lat bowiem wdrażała mnie mama w czytaniu. Mogę zatem powiedzieć o sobie, że jestem prawdziwym molem książkowym zaczytana i gdy tylko nadarzy się okazja sięgam po nęcącą mnie lekturkę. A wtedy, na prawdę ciężko mi wrócić do realnego świata, obowiązki jednak spełniać trzeba, dlatego gdy tylko znów znajdę sposobną okazję – już się w kąciku swoim zaszywam…

Wśród przeczytanych przeze mnie pozycji, można znaleźć wiele gatunków literackich, ale i różne treści. Czasem są to te z wysokiej półki, zdarzały się jednak także te niższego lotu. Ostatnimi czasy częściej sięgam po lekturę katolicką lub przynajmniej w dużej mierze związaną ze staropolską tradycją, która przecież z dziada pradziada jest na wskroś katolicka!

Za jedną z najcenniejszych książek w mojej, coraz to pokaźniejszej biblioteczce, jest dzieło generałowej Jadwigi Zamoyskiej „O wychowaniu”. Można śmiało powiedzieć, że jest to prawdziwa perełka w mojej kolekcji i dlatego dawkuję ją sobie w małych ilościach – czytam po rozdziale, zaznaczam delikatnie ołówkiem warte wynotowania myśli, a następnie w przeznaczonym do tego zeszycie, robię notatki. Muszę przyznać, że łatwiej by mi było przepisać całą książkę, niż te poszczególne fragmenty – tak wiele zawiera ona prostych, często nieuświadomionych prawd o życiu. Jest to prawdziwa skarbnica treści na wskroś katolickich, ukazanych w praktycznym przewodniku  o tym, jak zgodnie z wolą Bożą i Jego planem, wychowywać dzieci – jakie stawiać im wymagania, na co nie pozwalać, czego i jak uczyć.  To właśnie ta książka zmotywowała mnie do rozpoczęcia nowej kategorii na Muffaku.

A oto kilka cytatów:

„Dzieci trzeba łagodnie, ale stanowczo od urodzenia wprawiać do posłuszeństwa, bez tłumaczenia powodów rozkazu, tak jak się żołnierza musztruje, nie tłumacząc mu celu tej musztry. (…) Kto się słuchać bez wahania nauczy, ten później i rozkazywać będzie bez wahania, ten uniknie chwiejności tak szkodliwej, a tak powszechnej, odkąd ludzie przestali rozumieć wartość posłuszeństwa”

„Liczne i zwykłe zawody w wychowaniu pochodzą stąd, że się do dzieci za wiele mówi, więcej niż one zdolne są słuchać i rozumieć, a za mało się od nich wymaga.”

„Wszystko, co dziecko widzi, co słyszy, na nim piętno swoje wyciska z siłą pierwszych wrażeń i nadaje kierunek jego myślom, uczuciom i woli. (…) widzi, jak się każdy względem niego zachowuje, co czyni i co mówi w oczy, a co za plecami, według tego wszystkiego rozwijają się jego pojęcia, kształtują jego zasady; urabia się więc bezwyznaniowiec i kosmopolita, albo chrześcijanin i Polak.”

„Rodzice nie ustrzegą dzieci od tego, od czego sami siebie nie strzegą, nie wzbudzą w nich odrazy i pogardy do tego, od czego sami nie stronią; niechże sobie nie pozwalają na rozmowy niewłaściwe pod pozorem, że dzieci nie słuchają i nie rozumieją; (…) niech się nie śmieją i nie żartują z tego, co z bliska, czy z daleka obrazę Boską stanowi.”

Na dziś wystarczy mądrości!

Książka „O wychowaniu”, niestety nie jest w chwili obecnej ogólnie dostępna w sprzedaży (nakład się skończył). Dla tych, którzy chcieliby się zapoznać z innym, równie dla mnie ważnym dziełem generałowej, odsyłam do mojego wpisu „O pracy” – znajdziecie tam skan tejże pozycji.

Brać, czy nie brać – dziecko w kościele

styczeń1

Znów pewnie niektórzy z Was mnie zgromią! Dziś chciałabym poruszyć temat zachowania się rodziców z dziećmi w kościele.

To trudny temat i wymaga nie lada delikatności, wybaczcie mi zatem, jeżeli napiszę zbyt ostro… To są jednak bolesne dla mnie sprawy.

Już od dawna nie byłam u siebie w parafii, ponieważ mój kościół parafialny słynie, jako bardzo przyjazny rodzinom z dziećmi. W czym się to wyraża? Przede wszystkim w tym, że dzieci podczas nabożeństw biegają lub w najlepszym wypadku tylko chodzą, gdzie im się żywnie podoba. Chcesz zajrzeć, co jest za stołem ofiarnym (ołtarzem tego, jako tradycjonalistka nie nazwę) – proszę bardzo! Chcesz sprawdzić jaki w dotyku jest ornat – nie krępuj się! Przed tabernakulum klęknąć na pewno nie musisz, bo tam przecież „nic” ważnego nie ma?

Chcecie wiedzieć, co jest najlepsze? To, że wokół kościoła jest znacznie więcej ławek (w rzędach!!!) niż w samym kościele. To dla tych wszystkich rodziców, którzy wolą biegać za dzieckiem na świeżym powietrzu, a nie po kościele…

A tak w ogóle, to nie wiem jaki jest zasięg takiej „mszy” – czy uczestniczy się aż tam, gdzie dociera głos z megafonu, czy tylko do ostatniej ławki (tej poza kościołem)?  Bo nie wiem, czy parking się liczy, czy już nie…

Dobrze, wróćmy do kościoła. Jeżdżą tam autka po ławkach, siedzą misie, jest picie, jedzonko, książeczki z bajkami, są głośne prośby wymęczonego dziecka „kiedy to się skończy”, „mamusiu chodźmy już stąd”, etc. Trudno jest się więc skupić na czymkolwiek, o modlitwie nie wspomnę. Poniżej krytyki moim zdaniem też są „infantylne” kazania z „mszy dla dzieci”, bo nie czarujmy się, dzieci i tak niewiele z tego wynoszą, rodzice raczej też… Na to jednak wpływu nie mamy.

Teraz Wam powiem, jak to powinno wyglądać. Po pierwsze, jeżeli wiecie, że Wasze dziecko nie jest w stanie wytrzymać na Mszy, to go na nią nie zabierajcie! Nie róbcie dziecku krzywdy, a ono, kiedy dojdzie do słusznego wieku, będzie już wiedziało jak się ma zachować. Nie jest też grzechem dla matki, żeby została z małym dzieckiem w domu w niedzielę, jeżeli nie ma kogoś, kto w tym czasie mógłby się nim zająć (oczywiście mówię o sytuacji, gdy możliwa jest tylko jedna Msza niedzielna), a opieka nad dzieckiem zajmowałaby uwagę jej i innych wokół rozpraszała.

Kolejnym ważnym aspektem jest przekazanie dziecku wiedzy. One naprawdę mają otwarte umysły i chcą wszystko wiedzieć, to co się dzieje w kościele też. Wytłumaczcie im wszystko, dokształćcie się, jeżeli sami nie wiecie, a wierzcie mi, nie będzie mieć z nimi tak wiele kłopotu podczas Mszy.

Dziecko powinno wiedzieć, że w kościele zachowujemy się inaczej niż na placu zabaw, że jest to miejsce, w którym mieszka Bóg i to Wy rodzice jesteście pierwszymi, którzy przekażą mu tę wiedzę. Warto też wybrać się na spacer do kościoła i wytłumaczyć dziecku, co się znajduje w poszczególnych miejscach, dlaczego się klęczy, co robi ksiądz i dlaczego. Na rynku jest mnóstwo książeczek dla dzieci tłumaczących cała historię zbawienia, są też animowane opowiadania – sięgnijcie po nie!

Jak opanować szkraba, gdy chcecie go jednak wziąć do kościoła? Po pierwsze siadajcie razem w ławce, a nie gdzieś z boku, czy na krzesłach – w ten sposób opanujecie chęć podróżowania u malucha. Tłumaczcie dziecku, co się teraz dzieje – oczywiście nie teatralnym szeptem, ale cichutko. Dajcie mu coś do łapek, ale nie misia ani autko, a książeczkę z opowiadaniami biblijnymi, albo różaniec, albo Waszą książeczkę z obrazkami do nabożeństwa, jeżeli taką posiadacie. Zadbajcie też o  to by nie było ani głodne, ani spragnione, ani nie potrzebowało skorzystać z WC.

To wszystko wpłynie pozytywnie zarówno na Wasz sposób uczestnictwa w Mszy Św., jak również ułatwicie jej godne przeżycie innym wiernym. Powodzenia!

 

Ja, czy ty – kto tu decyduje?

grudzień30

Kochani rodzice, znów mam do Was kilka słów! Chcę dziś napisać o podejmowaniu decyzji, i bynajmniej, nie chodzi mi tu o Wasze wybory, ale o te, jakie postanawiacie oddać swoim dzieciom. Zobrazuję to tak…

Przychodzi mama z dzidziolem do sklepu, dajmy na to z butami, i chce swojemu  maluchowi dobrać odpowiednie butki. I wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że pada pytanie mamusi – „które Ci się podobają?” i dziecko staje  jak zaczarowane przed butami, które wpadły mu w oko i uparcie żąda konkretnie tych. Pół biedy jeżeli one są w jego rozmiarze, jeżeli jednak nie, i co gorsza jest to ostatnia para – nic wówczas nie pomoże – zaczyna się płacz, złość, fochy, polerowanie ciałem podłogi – byłam świadkiem takiego zachowania nie raz. Jeden maluch pozrzucał nawet wszystkie inne buty z półek, by „delikatnie” pokazać swe niezadowolenie. Reakcja mamy – wstyd, zażenowanie, niezdarna próba uspokojenia małego terrorysty.

Scenka kolejna… Co zjesz dziś na śniadanie? Masło czekoladowe! Najlepiej samo i duuuuża porcja. No i co poradzi mama, która chciała dać dziecku coś zdrowego? Przecież ono nie chce nic takiego zjeść! Na przyjęciu dzidziol widzi mnóstwo słodkości na stołach, zaraz ma się pojawić obiad, jednak rodzice godzą się, by maluch zjadł sobie troszkę czekoladek. Cóż, nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć, że maluchy „chodzą” na słodyczach. Jest naukowo dowiedzione, że cukier działa na dzieci pobudzająco (domniemane ADHD?), do tego wszystkiego, dzieci karmione dawkami cukru wykraczającymi ponad ich potrzeby, nie odczuwają w ogóle głodu, więc nie liczcie na to, że będą miały ochotę choćby na kęs mięska lub rosołek…

Mamo, mogę wziąć rower i misia i foremki i wiaderko i moje autka i … na pole? Kto tego nie słyszał, przyznać się! Tak z ciekawości – ile razy daliście się na to nabrać, a po chwili pluliście sobie w brodę, bo dzidziol nagle po wyjściu z domu zmienił plany i biegniecie za nim, ciągnąc mnóstwo bambetli? Mnie udało się zrobić „w konia” tylko raz, na kolejny spacer był wybór – bierzesz misia i go niesiesz cały czas albo idziemy na spacer z rowerkiem do parku?

Mam nadzieję, że wiecie już, o co mi chodzi… To dorośli są od podejmowania decyzji, szczególnie tych istotnych – co dziecko będzie jeść, zażywać, w co się ma ubrać, co ze sobą może wziąć na wycieczkę.

Decyzje dziecka powinny być ograniczone do narzuconego mu wyboru pomiędzy maksymalnie 2-3 rzeczami. Przykłady właściwych wyborów to: „uważasz, że wygodniejsze są te buty, czy te?”, „chcesz iść pobawić się na plac zabaw, czy pojechać na spacer do Smoka Wawelskiego?”, „zjesz na śniadanie jajecznicę, czy wolisz płatki z mlekiem?”.

Rozmawiając w ten sposób z dzieckiem, po pierwsze dajecie mu możliwość podejmowania decyzji, uczycie je dokonywania właściwych wyborów oraz jednocześnie pokazujecie, że każdy wybór niesie ze sobą określone konsekwencje, a to bardzo ważna umiejętność w życiu. Do tych wymienionych zalet dodajcie jeszcze jedną, nie mniej istotną – pozbędziecie się stresu przed wyjściem z dzidziolem na miasto. Powodzenia!

Idziemy w gości z dzieckiem

grudzień27

Kochani rodzice wszystkich małych i większych pociech! Jako osoba, u której zdarza Wam się gościć ze swymi potomkami, chciałabym być przez Was i Wasze potomstwa szanowana, a co za tym idzie mam do Was kilka próśb…

Proszę, zaklinam, błagam – moje mieszkanie, to mój mały świat – nie pozwólcie go niszczyć!

Nie zezwalajcie dziecku maziać kredkami po mojej ścianie ze słowami „przecież nic się nie stało, ciocia sobie pomaluje pokój”.

Nie pozwalajcie dziecku krzyczeć, piszczeć, rzucać przedmiotami, głośno domagać się uwagi dorosłych – nie jesteście przecież na kinder party.

Zawartość moich szaf i szuflad też nie jest dostępna dla wszystkich i nie czuję się komfortowo, gdy dzidziol w nich „poszukuje skarbów”, a rodzice nawet nie zwracają na to uwagi…

Będę wdzięczna, gdy zasięgniecie mojej porady zanim z własnej inicjatywy otworzycie drzwi na balkon, gdzie w lecie jest ok. 50oC lub gdy zechcecie wyłączyć klimatyzację, bo biegającego wszędzie dzidziola, spoconego po uszy może zawiać.

Będę Wam wdzięczna, gdy potraktujecie zarówno mnie, jak i wszystkich, których odwiedzacie, z należnym nam, gospodarzom poszanowaniem. Spytajcie nas, czy pozwalamy na jakieś zachowanie, na wykonanie pewnych czynności, bo to w końcu nasz dom! W swoim możecie się zachowywać jak chcecie, w cudzym musicie się dostosować do norm w nim panujących. Dawniej panowała zasada, że przychodząc z dzieckiem, ma się ono tak zachowywać, jakby go nie było – ma być cicho, prosić o pozwolenie, siedzieć przy rodzicach. I to oni są odpowiedzialni za jego zachowanie! Proszę zatem rodziców wszystkich dzieci – panujcie nad swymi potomkami, bo nie jest łatwo podjąć decyzję o ponownym zaproszeniu Was z dziećmi…

O wychowaniu…

grudzień27

Moi drodzy! Może nie wszyscy wiedzą, ale jestem osobą bardzo lubiącą dzieci. I to nie dlatego, że Bóg mnie nimi póki co nie obdarzył, ale dlatego, że widzę w nich nieskażoną radość i pragnienie poznawania świata, które w nas, starych, świat już doszczętnie zabił… Podoba mi się także ich szczerość i prostota, które nieraz bardzo nas śmieszą, czasem zawstydzają, ale najczęściej budzą uczucie nieokreślonej zazdrości, że one mogą coś powiedzieć innym wprost, a nam już nie wypada.

Chciałabym tym wpisem zainicjować kolejny dział na moim blogu O wychowaniu słów kilka, ponieważ kwestia wychowania jest dla mnie istotną i nie dającą spokoju sprawą. W obecnych czasach wszystko jest wywrócone do góry nogami i niektórzy rodzice mogą sobie nawet nie zdawać sprawy, jakich głupot media nawciskały im do głowy.  Chcę od razu zaznaczyć, że moje pojęcie jest katolickie i dla niektórych może być nieco ortodoksyjne, ale w gronie znajomych okazuje się, że nie ja jedna mam takowe spojrzenie na wychowanie dzieci. Zachęcam Was zatem do zaglądania na muffaka od czasu do czasu, jak również do komentowania moich notek pc2

Nowsze wpisy »